poniedziałek, 22 grudnia 2014

5. Koniec. Słyszę oklaski. Czerwienię się.

Nie przeprosił mnie ani dziś, ani wczoraj i myślę, że już nigdy nie przeprosi. Trudno. Może to przeżyję. Na pewno to przeżyję. Kubuś, przepraszam, wiem, że tyle razy mi powtarzałeś, żebym nigdy, przenigdy nie zakochiwała się na jakimś wyjeździe krótkotrwałym, bo związki na odległość nie mają najmniejszego sensu. Wiem też, że najważniejsze dla Ciebie, to żebym nie zakochała się w Austriakach. Przypuszczam, że jak wrócę i się o tym dowiesz, to mnie zadziobiesz. Wiem też, że już lepiej żebym się w Tobie zakochała. Ale niestety, stało się. Przepraszam.
Siedzę w pokoju i przerabiam zdjęcia. Jest późno w nocy, ale przez sen w samolocie, teraz mogę zrobić wszystko, ale na pewno nie odpoczywać. Gdzieś zniknęło zmęczenie. To na pewno przez ten trening, przez to, że mogłam wreszcie robić zdjęcia i przez Austriaków, a najbardziej przez Manuela Fettnera. Przez prawie trzydziestoletniego Innsbruckczyka. Tak, wypytałam o wszystko Maćka. Od razu po treningu, nawet nie zdążył do pokoju wejść. Wiadome jest, że od razu wyczuł, że on mi się spodobał. Nawet mnie o to zapytał, ale zdolnie zaprzeczyłam. Chociaż, że ja nie umiem kłamać, on uwierzył. Udał, że uwierzył, tak. Prawdę mówiąc to ja nie wiem, za co on mi się tak spodobał, bo ta dziura w uchu to okropna jest. Ale jak się uśmiechnie, to dużo mu to dodaje. Każdy po kolei zawsze mi mówił, że mam się uśmiechać, bo od tego człowiek staje się piękniejszy. Jemu chyba też to mówiono i stosował się do tego. Podobno kłamstwo, które powtórzy się 100 razy, staje się prawdą. Tak, tak na pewno jest w jego przypadku. Ale musze powiedzieć, że ze skupieniem wygląda przystojniej. Bo ogółem rzecz biorąc, to nie jest jakoś super pięknie przystojny, ale patrząc na niego, w jego oczach (i uszach) zobaczyłam wielki optymizm, którego mi brak i poszukuję go wszędzie. To podsumowując, nie jest za przystojny i ma te dziury, ale coś czuję, że jego charakter wszystko nadrabia.
Każde zdjęcie po kolei, każde dokładnie, z precyzją i pasją. Tak, widzę w tym pasję. I miłość. Bo prawda jest taka, że fotografia jest moją miłością. Ile ja razy byłam na sesji z Maćkiem? Ile mam folderów z jego zdjęciami? Chyba milion. Nie ukrywam, że wiele zdjęć jest perfekcyjnych, bardzo mi się podobają, tak samo dla Maćka. Kot wiele razy mi mówił, żebym coś próbowała zrobić z tym swoim talentem, żebym się gdzieś zgłosiła. Ale po pierwsze, rodzice. Niby chcą, żebym się rozwijała, póki jeszcze mogę, ale z drugiej strony, to najchętniej by mnie zamknęli w pokoju i nie wypuszczali, wtedy dopiero by się mną nacieszyli. Po drugie zaś, kto by zechciał dziewczynę z białaczką, Skazaną-Na-Śmierć? Wiadome, że nikt. Żadna gazeta, żaden portal. To nawet dobrze, bo z takimi zdjęciami, jakie mam z Maćkiem w roli modela, to nie chciałabym ani nie mogłabym nikomu pokazać. Za dużo dla mnie znaczą i za dużo pokazują emocji. Bo naprawdę, na moich zdjęciach wszędzie jest pełno emocji. Nauczyliśmy się już z Maciejem je okazywać sobie i ich się nie wstydzić. A jako, że prywatne sesje, to i prawdziwi my.
Słyszę pukanie do drzwi i widzę, że od razu pojawia się w nich głowa Maćka. Wchodzi, zamyka je za sobą i siada obok mnie. Przytulamy się mocno, bo stęskniłam się za nim. Kolejne pukanie i od razu wchodzi kolejny do pokoju. Czy oni nie umieją poczekać, aż ktoś ich zaprosi do tego pokoju?? Trudno. Zresztą, nie narzekam na to aż tak bardzo.
Dawid podchodzi i próbuje skrycie podpatrzeć, co robię na laptopie. Nie udaje mu się, bo widzę, że patrzy. Ale też udaje się, bo widzi wszystkie zdjęcia. Robi wielkie oczy, bo akurat obrabiam zdjęcie jego. Duże błękitne oczy, burza blond loczków z opaską, żeby do tych ocząt nie wchodziły i chudziutkie ciało w kadrowym stroju. Ale zapomniałam o pięknej minie, gdy skupiony odbiera piłkę. To znaczy, z tym piękna, to ja przesadziłam troszkę, ale na pewno odpowiednia do gry w siatkówkę. Skupienie, zaangażowanie w odbiór piłki.
Po czasie zamykam stronę, ale to wypada jeszcze gorzej. Teraz widać cały folder zdjęć jego i jego kolegów. Oraz wrogów. W tym masa fotografii Fettnera. Tak, zrobiłam mu dużo zdjęć. W końcu mój aparat lubi takie przystojne twarzyczki.
- Czekaj, czekaj. Nie zamykaj tego.
Łapie moją rękę i siłuje się ze mną. Robię się czerwona, bo nigdy wcześniej nikt, oprócz Maćka i rodziny, nie widział mojej pasji i jej dzieci.
- Ania, proszę Cię. Pokaż to!
Poddaję się i Dawid już szpera we wszystkich zdjęciach. Widzę, że na jego usta wkrada się uśmiech. Patrzę na Maćka, który siedział dalej, na łóżku, ale teraz też jest już przy laptopie.
- Ty! Anka! Ty masz talent!
I patrzy na mnie tymi swoimi błękitnymi tęczówkami. Patrzy, patrzy, patrzy. Chyba oczekuje jakiejś odpowiedzi. Ale co ja mam mu odpowiedzieć? Że nie mogę tego wykorzystać, bo i tak niedługo umrę? Nigdy. To znaczy, na razie nie. Nie chcę nikogo obciążać moimi problemami, tym, że mam białaczkę, bo na pewno każdy ma dużo swoich własnych problemów. Może kiedyś, jeśli dożyję, i jeśli będziemy się spotykać, poznawać i wspólnie spędzać czas, tak jak ja, dotąd z Maćkiem, to możliwe, że mu powiem. Ale teraz, to ja naprawdę nie wiem, jak mu mam odpowiedzieć. PRZECIEŻ JA WIEM, ŻE MAM TALENT, HALO! No nie ma co, do skromnych to ja nie należę, na pewno.
- Oj Dawid, bez przesady.
Uwaga, to tylko pozory. Ja nie umiem być skromna. To nie jest wcale w moim stylu. To tak tylko, bo nie wiem, co odpowiedzieć.
- Aniu! Ja zaraz przyjdę!
Dawid odwraca się i wybiega z pokoju. Słyszę za nim tylko trzask drzwi.
- Jego to już do reszty pojebało?
Dzięki Maciek, dokładnie o tym samym pomyślałam.

--
- Bo widzi trener… Ja jestem taki wspaniałomyślny i zobaczyłem przed chwilą, że pojawił się u nas cud! Ania.. Otwieraj tego laptopa… No i, trenerze, nie musisz mi wcale dziękować. No Anka, nooo… Włączaj ten folder, to Twoja szansa.. I tak sobie pomyślałem razem z Anną – Taa, tak bardzo razem ze mną, że aż nadal nie wiem o co mu chodzi. Domyślam się, ale oficjalnie nie wiem. – Dobra, trenerze. Ania robi dobre zdjęcia, a my potrzebujemy fotografa, Znajdziesz jej coś?
Robię wielkie oczy i chyba aż buźkę otwieram ze zdziwienia. Dawid dyskretnie szturcha mnie w ramię, a ja zamykam ją, ale chyba znowu otwieram. Jestem w szoku. Dobra, ogarniam się. Już, prr, prr. Trzeba sprawiać pozory, że ja wiem o tym, że to wszystko zaplanowane. Nie zaprzeczę, podoba mi się ten pomysł i jakby Kruczek mi coś zaproponował, to bym się zgodziła. Ale Dawid, tak bez uprzedzenia?
Pochodzę do laptopa i otwieram folder. Dawid pomaga mi we wszystkim, bo nie zaprzeczę, ale mam jakieś spowolnione ruchy.
Słyszę pukanie do drzwi i szybko pojawiają się Kamil, Klimek i Piotruś. Nie zauważam, Jaśka nie ma, ale co mnie to obchodzi? Nie musi wszędzie chodzić za swoim przyjacielem. Chłopaki, którzy przyszli od razu podchodzą do nas i czuję, jak wszyscy oczekują, co ja pokażę. Słyszę, że Maciek opowiada im całą sytuację i nabieram odwagi. Otwieram folder z rozgrzewki i pokazuję wszystkie dobre zdjęcia. W pokoju jest cisza, ale nie krępuje już mnie. Koniec zdjęć z rozgrzewki. Wybieram folder, gdzie chowam wszystkie moje najlepsze zdjęcia.
Koniec. Zamykam laptopa i słyszę oklaski. Czerwienię się. Kocham ich, ja naprawdę ich kocham. Nie znamy się przecież praktycznie, a oni traktują mnie, jakbyśmy byli przyjaciółmi, a niektórzy to nawet jakbyśmy byli rodziną.
Aura minęła, pochylam głowę. Czerwienię się, a chłopaki żywo dyskutują o moim talencie. Piotrek namawia Łukasza, mówiąc że jak nie weźmie mnie do kadry, to on rezygnuje i że nigdy więcej się nie zaśmieje.
- Nooo Panie Trenerze. Ja bardzo proszę! Przyda nam się taka istotka. Ona taka zawsze pozytywnie nastawiona, będzie nam pomagać w koncentrowaniu się na zawodach, a przy okazji to też dobre zdjęcie zrobi.
Pokazuję do Maćka znakami, żeby zastopował Piotrka, bo ja sama źle się w tej sytuacji czuję. Ale zamiast tego widzę, że Maciek podchodzi tam i sam zaczyna dokładać swoje argumenty. Że jaka ja jestem świetna, że przecież sam widział, że wychodzą mi te zdjęcia, że mam zawsze humor dobry. Wiem, że nie ma szans, że Maciek wyjawi naszą tajemnicę, ale i tak się o to modlę. Nie chcę żadnych scen, żadnych aktów współczucia. Od nikogo.
- Dobra, Ania. Oni mnie zjedzą, jeśli Ci tego nie zaproponuję. Obiecuję, że pogadam z Apoloniuszem i zobaczymy co da się zrobić.
Uśmiecham się, a chłopaki skaczą, a jako, że oni skakanie to w krwi mają, to prawie mi sufitu nie rozwalają, przybijają sobie piątki i widzę, że oni naprawdę się cieszą.
Łukasz wychodzi, ale na odchodne rzuca jeszcze do mnie :
- Nawet jak ten stary „prezesik” – w tym momencie pokazuje palcami cudzysłów – nie będzie chciał dać Ci żadnego miejsca, stażu, ani nic, to ja i tak Cię przyjmę. Robisz świetne zdjęcia Ania, gratuluję.
I wychodzi. Nie mam nawet szans, żeby podziękować.
Maciek podchodzi i podnosi mnie do góry. Kręcimy się, a ja się śmieję. Odstawia mnie na ziemię, a ja przytulam się do niego i całuję w nosek. Krzywi się przy tym, a skoczkowie za nami zaczynają krzyczeć. Że my powinniśmy być parą, że Skarbuś się zakochał, że wreszcie skończył wieczną młodość. Takie tam lekkie dogryzanie młodym w kadrze, po prostu.
- To kochanie, w nagrodę, idziemy na sesję

--
Spacerujemy po zaśnieżonym Engelbergu, wiatr dmucha mi prosto w twarz. Na szczęście miałam na sobie ciepłe ubrania. Jestem z siebie na prawdę dumna, że w ostatniej chwili je dopakowałam, zamiast kolejnej pary legginsów.
Nie wiem, gdzie idę, ale czuję się jakby coś mnie prowadziło w jakimś dobrym kierunku. Jakby wena sama wskazywała drogę. I tak, miałam rację, przed sobą widzę piękny widok na ośnieżone góry i las, a w dolinie wielkie jezioro. Nie mamy z Maćkiem żadnych planów, co do sesji, ale o to, to ja się nie martwię wcale. Właściwie to tych planów nie mieliśmy nigdy, zawsze samo coś wychodziło.
Po czasie, gdy mimo ciepłych ubrań, mocno już zmarzliśmy, a mi odmarzły ręce od braku rękawiczek, mogę stwierdzić, że tym razem też wyszło. I to z lepszym efektem niż zazwyczaj.
Śmiejemy się, Maciek gania mnie i rzucamy się śnieżkami. Teraz idziemy przytuleni i rozmawiamy o moim pobycie tutaj, w Szwajcarii.
Otwieram drzwi od hotelu, a Maciek pcha mnie jeszcze do kawiarni hotelowej. Cieszy mnie to, bo naprawdę, nie lubię żadnych sesji zimą, bo moje ręce też tego nie lubią. Zamawiam latte i delektuję się pyszną pianką. Maciek patrzy na mnie z uśmiechem, przez chwilę nic nie mówimy. Jak ja go kocham. Maciek zbliża się do mnie, a ja zdmuchuję piankę z łyżeczki w jego stronę. A ona ląduje mu prosto na nosie. Śmieję się i ścieram ją.
Czuję, jakby ktoś wpatrywał się w moje plecy. To aż mnie pali, więc odwracam się. A tam widzę Manuela i mimo wszystko, uśmiecham się do niego. On odwzajemnia to, po chwili się podnosi. Odwracam się i zdziwiona stwierdzam, że Maciek znikł. Tak po prostu. Zamiast niego pojawia się Fettner. Z ogrooomnym uśmiechem na twarzy.
Cieszy mnie to, ale też dziwi. Nie znamy się wcale, ale już po jego wyrazie twarzy widzę, że jest bardzo pozytywnym facetem. I coś ciągnie mnie do niego.
Austriak przedstawia się, ja tak samo. Ku mojemu zdziwieniu, od razu mnie przytula. „Tak na dobrą znajomość” – słyszę.
- Chciałem Cię też przeprosić, za akcję na treningu. Nie było to celowe, ani trochę. Wiesz, przypadki się zdarzają.
- Dobrze, przyjmuję przeprosiny. Nie bolało tak bardzo i masz szczęście, że dostałam ja, a nie mój aparat. Wtedy bym zabiła. Ale przeprosić nie mogłeś od razu?
- Nie. Jestem na to za bardzo dumny. – Wow, chociaż się przyznał.
- Nie, to nie. Trudno.
- To trudno.

No i sobie poszedł, tak po prostu. Pierwsza rozmowa i od razu nie dogadaliśmy się.

__________
Myślę, że takiej długości będzie już każdy rozdział. Jaki piszę i zajmuje on około 3,5 strony w Wordzie czcionką 10, to myślę, że jest to długi rozdział, ale jak wklejam na bloggera, to nie jest już taki długi. Mam szczęście, że teraz jest przerwa, to trochę nadgonię rozdziały :)
Długo każę na siebie czekać, ale tak bywa :( 
Jako że do świąt nie napiszę już nic, życzę Wam pięknych świąt, w gronie rodzinnym, bogatego Mikołaja. Oraz szczęśliwego Nowego Roku i udanej imprezy sylwestrowej :)
Pozdrawiam kochane :* Proszę, piszcie komentarze, motywują wspaniale