Cześć,
jestem Ania. Ania Blondynka, Ania Mała, Ania Kochana. Ale najbardziej – Ania Skazana-Na-Śmierć.
Tak, jestem chora. I tak, jest to potocznie nazywana przez Was białaczka.
Według lekarzy – ostra białaczka szpikowa. Cokolwiek to znaczy, dla mnie znaczy
tylko jedno. Czekanie na prawidłowego dawcę, remisja.
Mimo
wszystko, mam marzenia. Leżąc w szpitalnym łóżku mam mnóstwo czasu, żeby
przemyśleć wszystko, posnuć wielkie plany, które i tak nigdy nie dojdą do
skutku. Próbowałam robić listy tego, co chcę zrobić zanim umrę. Przecież każdy
tak robi, więc ja też muszę : „Spędź ten ostatni czas, jak najlepiej”, „Rozerwij
się” – czy niektórzy nie rozumieją, że Skazani-Na-Śmierć szybko tracą całą
swoją werwę, zapał, kończy im się chęć na cokolwiek? Pomijając fakt, że
większości brakuje odwagi na niektóre punkty z swojej listy, to mimo wszystko,
ja też próbowałam je stworzyć. Ale ciągle kończyło się na tym, że szukam
jedynie spędzenia mojego pozostałego czasu z osobami, które nie litowałyby się
nad mną, tak jak robią to chociażby moi rodzice.
Więc żyję
sobie spokojnie, z pewnością, że nic ciekawego mnie już w życiu nie spotka.
Każdy dzień spędzam z rodzicami przy telewizorze, oglądając durne polskie
seriale lub leżąc bezruchu na łóżku. Rodzice, żebym miała więcej czasu dla
siebie, wypisali mnie ze szkoły. Nie mam im tego za złe, tymbardziej, że nie
sądzę, by ktoś wytrzymał ciszę, jaką stwarzam wokół siebie.
Miasteczko,
w którym mieszkam, jest przepełnione plotkami. Zresztą chyba jak każde polskie
miasteczko. Nieraz słyszałam, jak rodzice rozmawiali między sobą o tym, co
sąsiedzi mają o mnie do powiedzenia. Bez sensu. Że mnie ma to obchodzić?
Właściwie,
to mam jeszcze nadzieje, ale tylko z powodu jednego faceta. Mój przyjaciel, najlepszy
jaki kiedykolwiek miałam. Mimo studiów, swojej pasji i innych spraw prywatnych,
wydaje mi się, że spędza ze mną swój każdy wolny czas. Może to dla mnie tak się
tylko wydaje, może to dlatego, bo ja żyję z nim prawie codziennie. Jest w moich
myślach, jest w telewizji, gdy zaciskam za niego kciuki, jest w słuchawce
telefonu. Jest zawsze. Kocham go.
A gdy
dzisiaj przyszedł do mojego mieszkania, jeszcze nie wiedziałam, że to będzie
wyjątkowa wizyta. Właściwie, to dzisiaj mam dzień, w którym choroba mocno
daje się we znaki. Ale jak widzę go, cały ból mija.
- Witam moją
Anię. – oparł się o framugę drzwi i wpatruje się swoimi brązowymi oczami w
moją sylwetkę. Nie wyglądam zachęcająco. Legginsy, różowe kapcie z
króliczkami i wyciągnięta bluza. Na głowie bylejaki kok, a oczy podgrążone po
bezsennej nocy. Nie przejmuję się jednak tym.
Uśmiecham się szeroko, szeroko. Piszczę lekko i podbiegam do niego. Wtulił mnie w swoje
ramiona, a ja poczułam się tak, jak miesiąc temu, gdy widzieliśmy się ostatni
raz.
- To skoro
tak, to mam niespodziankę.
Spojrzałam
na niego, a później na rękę, którą szperał w plecaku. Jego czarne włosy opadły
na czoło, a na twarzy wisi uśmiech. Wreszcie znalazł, a ja spojrzałam na
rękę, w której trzyma świstek papieru.
- Zabieram
Cię na skoki kochanie.
Coś mi się
tak zdaje, że to nie jest jakiś zwykły świstek.
-------------------------------
Tak wygląda to, co chcę stworzyć. Pewnie się domyślacie, a raczej na pewno się domyślacie, (o ile ktoś to wgl przeczyta. ) kto jest tym głównym bohaterem razem z Anią.
Rozdziały będą raczej krótkie, chyba że będę rzadziej dodawała, to będą dłuższe :)
Do następnego :*
czyżby chodziło o Maćka Kota? :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że będziecie wiedziały :)
UsuńPowtarzam przypuszczenia osoby wyżej: to Maciej?
OdpowiedzUsuńPoza tym masz świetny styl pisania :)
Tak więc postanowione: zostaje tu jako stała czytelniczka :)
:)
UsuńDziękuję i mam nadzieję że pozostaaniesz nią do końca :)