piątek, 7 listopada 2014

2. No tak, jak mogłabym zapomnieć..

Ja naprawdę nie wiem, co mi się przyda na skokach. Naprawdę tego nie wiem. Mam za dużo tych wszystkich ubrań, butów i innych pierdółek. W końcu jestem Skazana, więc rodzice zgodzą się na wszystko, co zechcę. Nie ukrywam, że często tego używałam. Może nie jest to odpowiednie, ale w końcu raz się żyje, prawda? A w moim przypadku, to na dodatek, krótko się żyje, więc trzeba korzystać w pełni.
Lubię nazywać siebie „Skazana”. Słowo depresyjne. W domu i przy rozmowie z Maćkiem to często tak mówię na siebie. Oni już się przyzwyczaili, ale pewnie gdybym tak powiedziała w szkole, czy na mieście, to ludzie wzięliby mnie za chorą psychicznie, sory. „Przecież to słowo jest depresyjne, tylko się dołuję mówiąc tak na siebie”. Mimo wszystko, właśnie daje mi takie poczucie, że ja jeszcze żyję.

Jeszcze walizka się nie domyka. Siłuję się z tym zamkiem, siłuję i nadal nie dam rady. Łzy cisną mi się do oczu, kiedy wreszcie coś poszło.
Wstaję, patrzę z dumą. Nie no. Jeszcze rękawiczki. Ja już odpadam, nie dam rady. Zaraz się popłaczę po prostu.

--- 
Nakładam czapkę, kurtkę i szalik, a mama podchodzi i otula mnie nim jeszcze mocniej.
- Przecież nie jest tak zimno, mamo.
- Nigdy nie ufaj takiej pogodzie.
No tak, jak mogłabym zapomnieć. Przecież pogoda w tym okresie jest zdradliwa, w każdym momencie może Cię przewiać, możesz zmarznąć. Ale tym, że jest komuś gorąco, że poci się, to nikt się nie przejmuje. Ważne, żeby nie ufać pogodzie bo jest zdradliwa.
Maciek uspokajająco położył rękę na moje ramię, bo widzi, że powoli się wkurzam. Czuję, że się uśmiecha. Dlatego ja też się uśmiecham. W końcu moje marzenie się spełni. Ciekawe, jak przyjmą mnie jego koledzy, jaka będzie atmosfera, czy kogoś poznam. Milion pytań, a na razie żadnej odpowiedzi.
Mama podchodzi do mnie, w oczach ma łzy. Całuje mnie w czoło, w policzki. Przytula, a ja czuję, że jest mi jeszcze bardziej gorąco. Odwzajemniam uścisk i biorę walizkę. Wychodzimy, ale zatrzymuje nas jeszcze jej głos.
- Uważaj na siebie kochanie. Pamiętaj o swoim stanie. – Ja właśnie chcę o nim zapomnieć… - Maciek, proszę Cię, opiekuj się nią.
Wychodzimy, a tam widzę tatę. Przytula się do mnie, a w ucho szepcze, żebym się dobrze bawiła. O, wreszcie jakiś, kto nie dramatyzuje tak bardzo. Już Cię kocham bardziej, Tato!
Wsiadamy do Maćka Hondy, a ja mogę odsapnąć od czułości rodziców. Maciek rusza, powoli, żeby dać jakieś pozory normalności dla rodziców, którzy na pewno stoją przy oknie. Gdy tylko skręca w inną drogę, rozpędza się, włącza głośno nasze ulubione piosenki i razem śpiewamy na cały głos. Tu nie ma żadnego oporu, żadnego wstydu.
Maciek kładzie rękę na moje kolano i patrzy mi w oczy. Uśmiecha się najsłodziej, jak to on potrafi.
Słyszę te słowa w wykonaniu Stevie'go Wonder'a i uśmiecham się, bo jest to jedna z moich ulubionych piosenek. Kot patrzy mi w oczy, a ja śmieję się głośno. Nawet bardzo głośno. I oczywiście wiem, że on mnie kocha. Jako przyjaciółkę. Na nic więcej nie liczę, nigdy nie liczyłam i nawet nie chcę liczyć.
Dojeżdżamy do domu Maćka, skąd on bierze tylko swoją walizkę pełną czapek, koszulek i innych ciuszków z mnóstwem nalepek, reklam i innych naszywek sponsorów młodszego z Kociaczków. Dużo firm zgłasza się do niego, żeby sponsorować go, bo wszyscy wiedzą, że on lubi się przebierać, dobrze ubierać, milion nastolatek patrzy na jego ciuchy (chociaż te nastolatki to myślą bardziej, jak on wygląda bez nich, niż patrzą na jakiekolwiek naszywki od sponsorów, ale mniejsza o większość), ale też założę się, że starsze kobiety, zamężne, też patrzą na niego i jego odzież.
Przyszedł Kuba i uśmiechnął się do mnie tym swoim uśmieszkiem. Nadal nie zapomniałam, jak próbował kiedyś mnie wyrwać. Starał się, starał, zarywał, zapraszał na jakieś kolacyjki. A gdy zobaczył mnie z Maćkiem, jak on trzyma mnie za rękę, to poczerwieniał cały. Maciek mi mówił, że słyszał jak płakał później. A niby taki starszy od Maćka. Teraz staramy się o tym zapomnieć, ale jak go widzę, śmieję się pod nosem. Założę się, że on też nie zapomniał. Witam się z nim, a na jego twarzy pojawia się smutek.
- Ja se pojadę do Engelbergu, a Ty Kubusiu skacz w kontynentalach! Będę trzymał kciuki za Twoje dobre wyniki i skoki!
Młodszy Kot wysyła starszemu buziaczka i szybko wybiega z domu. Za nim biegnie Kuba i gdy go dogania, wrzuca w śnieg. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem, bo Maciek wygląda tak uroczo, jak jest od stóp, do głów cały w śniegu. Kuba otrzepuje ręce i cieszy się, gdy później otrzymuje śnieżkę prosto w tył głowy – od mnie. Jest pewny, że to Maciek, dlatego szykuje się już do kontry.
- No chyba Aniusi to Ty nie będziesz bić, Kocie Morderco!
Kuba odrzuca śnieg, a my śmiejąc się, idziemy w stronę samochodu. Słyszę, że Kuba biegnie do mnie, a później nie mam już gruntu pod nogami. Śmieję się i znowu zapominam o chorobie. Właśnie dlatego ich kocham. Za to, że nie przypominają mi, co ze mną jest, że jak już jesteśmy razem we trójkę, to wszyscy jesteśmy jakby tacy sami, że nie zwracają uwagi na mój stan. Oczywiście, martwią się o mnie, ale przecież tacy wariaci nie są nigdy smutni. Nawet na pogrzebie ich jakiejś dalekiej babci, stroili do siebie jakieś głupie miny. Ledwo powstrzymywali się od śmiechu. Przecież z nimi dzień bez żartów jest dniem straconym i myślę, że tak samo będzie z całą kadrą polskich skoczków narciarskich. Maciek mi nie raz opowiadał, że wszystkie inne kraje to sami smutasy, że nie umieją się bawić.
- Tylko się tam nie zakochaj.
No tak, oczywiście znowu Maciek. Bardzo często tak żartuje w kierunku Kuby, więc już się przyzwyczaiłam. Kuba chyba też, ale nadal się strasznie wkurza.
- Zabiję Cię. Jak wrócisz, to Cię zabiję. Zabiję, po prostu Ci to obiecuję.
Odstawia mnie na ziemię, a Maciek otwiera mi drzwi od taksówki. Odstawia walizkę i wsiada od drugiej strony. Otwieram okno, a Kuba podchodzi. Całuję go w policzek, a on cieszy się jak dziecko. Następnie okno otwiera Maciek, a Kuba przechodzi tam. Maciek nadstawia policzek, a starszy krzywi się z obrzydzeniem. Wreszcie przybijają sobie piątki, a kierowca startuje ze śmiechem.
Gdy Kuby już nie widzieliśmy, Maciek przybliża się do mnie i nadstawia policzek. Pokazuje palcem, a ja patrzę na niego, jak na idiotę.
- No co, na dobrą drogę. Przecież nikt nie chce, żeby coś się stało.
Dla mnie to już mniejsza o to, kiedy umrę, ale prawda, nie chcę, żeby coś się nam stało. Po pierwsze, Maciek. On ma jeszcze przed sobą szmat życia. Nie chcę, żeby on opuścił ten świat.
Po drugie, teraz jadę, żeby spełnić marzenia. Swoje, Maćka. Nie chcę więc, żeby coś się stało. Na prawdę nie chcę.

Dlatego więc śmieję się i całuję też jego.

--------------------------------------------------------
Coś wychodzi, że krótkie wychodzą te rozdziały. Ale czytelników też mało. :( Rozpowszechniajcie, jak chcecie, jak możecie. Nie przeszkadza Wam taka długość?
Buziaki :*

2 komentarze:

  1. Mi długość nie przeszkadza, sama piszę takie rozdziały :D
    Powiem Ci, że bardzo mi się podobało :) Rozdział był cały twój i o to chodzi :* Styl pisania masz taki, że aż chce się czytać :D
    Czekam już na kolejny i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń